8 maja 2017r. uczestniczyliśmy na Pierwszym Kongresie Zdrowia Psychicznego w Warszawie. Miło nam poinformować, że jednym z prelegentów na Kongresie był uczestnik projektu Ekspert przez Doświadczenie, pan Wojciech Malinowski. Poniżej prezentujemy treść wystąpienia.
Perspektywa osobowa.
Zdrowie(nie) – perspektywa subiektywna.
Projekt Ekspert przez doświadczenie.
Witam Państwa serdecznie.
Kiedy otrzymałem propozycję wystąpienia, zastanawiałem się jak przekazać Państwu całe Bogactwo i Piękno tego Doświadczenia, którym było dla mnie świadome przeżycie ciężkiej choroby fizycznej i kryzysu psychicznego. Doświadczenia, które sprawiło, że bardziej otworzyłem się na życie, czyli na siebie samego, pogłębiły się moje relacje z ludźmi i światem, stały się prostsze, bardziej autentyczne.
Trudno jest opowiedzieć o tym w ciągu kilku minut. Na wystąpieniu na konferencji „Od potrzeby do działania”, która miała miejsce w grudniu w Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, przedstawiłem moje doświadczenia w bardziej opisowy sposób. Dziś chciałbym skoncentrować się tylko na istocie, na esencji tego, czym dla mnie - na bazie moich własnych przeżyć - jest zdrowienie, trwałe uwolnienie z „choroby”, które może, ale nie musi przebiegać jako proces.
Zdrowienie, tradycyjnie rozumiane jest jako proces powrotu do zdrowia, chociaż w istocie nie musi nim być. Gra słów zdrowie-nie zaprasza otwarte umysły do wniknięcia głębiej. Najczęściej oczekujemy na powrót zdrowia, czekamy na to, że ktoś lub coś przywróci nam zdrowie, że pomoc przyjdzie głównie z zewnątrz. Wierzymy, że coś istotnego wydarzy się w przyszłości, co zmieni naszą sytuację. Oczekiwanie wytwarza napięcie, presję, stres, czyli nie w pełni rozpoznany lęk, który jest powodem wielu nieroztropnych, czasami wręcz rozpaczliwych działań. Uznajemy chorobę za wroga i walczymy z nim. Zbieramy siły przeciwko chorobie. Zbieramy siły przeciwko sobie, ponieważ choroba jest częścią nas samych. Jednak zmiana może wydarzyć się tylko w bieżącej chwili poprzez zmienianie, wciąż i wciąż, przekonania, poprzez otwarcie i akceptację. Wydaje nam się, że mamy wybór. W rzeczywistości nie mamy wyboru. Jeżeli opieramy się nurtowi życia wytwarzamy cierpienie. Cierpienie, to mówienie zdrowiu NIE. Nurt życia, to mówienie zdrowiu TAK. Podstawowym narzędziem świadomego zdrowienia jest rozpoznanie w sobie prawdy i udzielenie szczerej odpowiedzi na pytanie: czym jest dla mnie choroba – czy tym, co jest przeciwko mnie, czy tym, co jest dla mnie. Przesunięcie akceptacji w kierunku „to się dzieje dla mnie” daje możliwość zauważenia przestrzeni pomiędzy objawami jakie odczuwam a sobą. Dostrzegam przestrzeń i zaczynam badać tę przestrzeń. Kiedy nie odczuwam przestrzeni, buduję tożsamość chorobie: „to moja choroba”, „to moja ciężka choroba”. Rozpoznanie istnienia przestrzeni ma potencjał do rozpoznania zdrowia. W tej przestrzeni spotykamy się z emocjami, które często nas przerażały, przerażało nas nawet spoglądanie w ich kierunku. Emocje rozpoznane, głęboko odczuwane mają tendencję do uwalniania, rozpuszczania się. Jest bardzo prawdopodobne, że uwolnione zostają wieloletnie blokady. To już przynosi ulgę ciału. Trauma, kryzys psychiczny to szaleństwo emocji, którym nie daliśmy odejść. Zrobiliśmy w swoim wnętrzu hotel, a one tam zamieszkały, karmiły się naszymi odgrzewanymi myślami. Teraz hotel został przewietrzony. Jeżeli nie rozpoznaję i nie pozwalam sobie w pełni na odczuwanie jakichś emocji, szukam rozpoznania emocji poprzez działanie. Stwarzam nadmiar działań, co powoduje brak harmonii w tym, co dzieje się w moim życiu. Chronimy siebie, ponieważ boimy się zranienia. Stwarzamy tym samym opór. Jeżeli opuścimy gardę, nie stawiamy oporu temu, co się dzieje, nie sposób nas zranić. Kolejnym narzędziem do rozpoznania czy stawiam życiu opór czy nie, jest wewnętrzny system naprowadzający jakim jest odczuwanie. Wchodzenie w wewnętrzną przestrzeń wciąż głębiej, pozwala odklejać się starym wzorcom i wyobrażeniom zawartym w umyśle. Staje się bardziej oczywiste, że im bardziej temu ufam, tym większe przekonanie i rozpoznanie zdobywam. Chodzi o spoczywanie coraz głębiej wewnątrz siebie, odpoczywanie w swojej świadomości. Wystarczy temu ufać, gdyż jest to głębsze oddalanie od strachu. Co jest narzędziem w wewnętrznym systemie naprowadzania tu i teraz? Jest nim zdolność do wykorzystywania i odczuwania w pełni każdej emocji i uczucia. Kieruję się subtelnym poczuciem ulgi, pewności, odprężenia, radości. Obserwuję to tu i teraz. I to jest podążanie za nurtem życia. To, co myśli umysł na dany temat, a co odczuwam, często może być w sprzeczności. Ciało zna dla mnie doskonałą odpowiedź. Są to pogłębiające się możliwości, jeżeli jestem tu i teraz świadomie w swojej wewnętrznej przestrzeni.
Kiedy w grudniu 2012 r. trafiłem w stanie krytycznym na SOR w Gdyni, lekarz dawał mi 3 dni życia. Kiedy potem znalazłem się w szpitalu zakaźnym, lekarz poinformował moją rodzinę, że dwa najbliższe tygodnie będą decydujące, ale trzeba być bardziej przygotowanym na to, że nie przeżyję. W sumie spędziłem siedem miesięcy w szpitalach. Zapowiadano mi możliwość lub konieczność poddania się kilku operacjom m.in. ciężkiej operacji kręgosłupa, której zdecydowali się podjąć chirurdzy z Warszawy, operacji mózgu i płuc. Z czasem okazało się, że żadna z nich nie była konieczna. Rok po wyjściu ze szpitala nie brałem już hormonów, pomimo przewidywań lekarzy, że będę musiał brać je do końca życia. Dwa lata temu odstawiłem na półkę stabilizator kręgosłupa, który zgodnie z zapowiedziami był konieczny, i do tej pory nie założyłem go ani razu, pomimo względnie dużej aktywności fizycznej, wielu długich spacerów, przemieszczania się środkami transportu publicznego, również w zimie. Od kilku lekarzy, m.in. od pani ordynator szpitala zakaźnego, słyszałem, że był to cud, że przeżyłem, od innych, że doszedłem do tej sprawności, że moje ciało tak się zregenerowało. Od ponad dwóch lat nie wziąłem żadnego leku, czuję się bardzo dobrze i mam bardzo dobre wyniki.
A jak wyglądało to doświadczenie z mojej perspektywy? Kiedy znalazłem się w szpitalu nastąpiło coś, co określiłbym jako przesunięcie świadomości. Odjęty został mi pewien ciężar uwarunkowań społecznych, w których żyłem i które w wielkim stopniu dotyczą nas wszystkich – twórców i realizatorów tzw. Cywilizacji Zachodniej. Czułem uwolnienie od lęku przed zranieniem, lęku przed odrzuceniem, od poczucia, że nie spełniam oczekiwań społeczeństwa, od niskiego poczucia własnej wartości, od poczucia przymusu, od społecznych gier… Moje ciało uwolnione od tego balastu doświadczało ogromnej ulgi. Pamiętam, że moje doświadczenia związane z pobytem w szpitalu były trudne i bolesne, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, ale gdy przypominam sobie uczucia jakich doświadczałem, to jako ogólny obraz, pojawiają się: radość, lekkość, wdzięczność – wdzięczność do siebie, osób opiekujących się mną, personelu medycznego – również akceptacja, poczucie, że wszystko jest takie, jakie powinno być. Odczuwałem też dziecięcy entuzjazm eksplorowania i ciekawość. Potwierdzeniem tego, że autentycznie doświadczam tych stanów były ciągłe informacje zwrotne od pielęgniarek: że jestem dla nich najlepszym pacjentem, że jestem zawsze pogodny, że lubią do mnie przychodzić. Od salowych dowiedziałem się, że one wiedziały od pierwszego dnia, że przeżyję, ponieważ poznają to po zachowaniu pacjenta, czy podąża w kierunku życia, czy śmierci.
Pamiętam opinię lekarza psychiatry, który przeprowadzał ze mną wywiad w związku z pojawieniem się u mnie halucynacji w pierwszych dniach pobytu w szpitalu – stwierdził: „pacjent przejawia nadmierny optymizm, nieadekwatny do stanu w jakim się znajduje”.
Moja siostra powiedziała mi niedawno, że gdy przyszła do mnie pierwszego dnia mojego pobytu w szpitalu, słabym i niewyraźnym, ale zdecydowanym głosem zapytałem: „to co, ćwiczymy?”.
Pamiętam, że od początku towarzyszyło mi uczucie, że jestem zdrowy. Odczuwałem swoją pełnię i doskonałość mojego ciała. Nie czułem i nie czuję się osobą chorą lub niepełnosprawną, pomimo orzeczenia o znacznym stopniu niepełnosprawności. Nie czułem się osobą niepełnosprawną również wtedy, gdy byłem wożony na wózku inwalidzkim.
Wciąż i wciąż mówię życiu: TAK.
Wciąż i wciąż mówię zdrowiu: TAK.
Wciąż i wciąż czuję, że wszystko, czego doświadczam dzieje się dla mnie.
Drodzy Państwo, wszystko, co powiedziałem wcześniej, odnosi się również do przeżywania kryzysów psychicznych. Kryzys, który przeżyłem w późniejszym okresie po wyjściu ze szpitala, który został nazwany przez lekarza psychiatrę „depresją”, był doświadczeniem krótkotrwałym.
Dziś mogę powiedzieć, że jednym ze wspaniałych owoców, jakie przyniosło mi świadome przeżywanie doświadczenia choroby jest praca zawodowa jako terapeuta i opiekun młodzieży z niepełnosprawnością, którą podejmuję w coraz większym wymiarze czasu. Jestem również uczestnikiem projektu „Ekspert przez doświadczenie”, prowadzonego przez gdyński MOPS, który z perspektywy moich własnych doświadczeń, jest wspaniałą i bardzo potrzebną inicjatywą.
Dziękuję Państwu za uwagę. Wojciech Malinowski